Artykuł Velesar – Dziwadła (2019) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
No proszę, po kilku latach milczenia na scenę folkmetalową wraca Marcin Wieczorek, znany lepiej jako Velesar. I to powrót nie byle jaki – na debiutanckim albumie owego projektu wystąpiły gwiazdy polskiej sceny. Ale o tym później.
Osobiście uważam, że ostatnimi laty na polskich ziemiach nie pojawił się żaden folkmetalowy zespół godny uwagi. Niemniej, kiedy na scenę wkroczył Velesar (cały na biało) i zaczął publikować swoje utwory w internecie, uznałem, że w końcu mam projekt, na który mogę z czystym sumieniem czekać. Dziwadła się ukazały, a ja czym prędzej zabrałem się za dogłębną analizę płyty.
Po kilkunastu odsłuchaniach tego krążka mogę z czystym sumieniem rzec, że od jakichś dwóch lat nie pokazało się nic tak dobrego jak album Dziwadła, który – choć, mimo wszystko, ma słabsze momenty (jak np. utwór Dziwadła) – jest czymś, do czego będę często wracał. A na pewno będę polecał tym, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z Dziwadłami.
Wspominałem o gwiazdach polskiej sceny folkmetalowej; ano, pomijając samego Velesara, który udzielał się ongiś w Radogoście, pojawili się tam również muzycy z Percival Schuttenbach oraz Helroth. Warto też wspomnieć o gościach, których udział na pewno jest miłym gestem w stronę fanów; a mowa tutaj między innymi o Mussim, Malwinie Szałędze czy Dziewannie.
Mimo że Dziwadeł słucha mi się bardzo dobrze, nie jest to album bez wad. Największym minusem moim zdaniem jest zbyt duża wtórność, a co za tym idzie – czas trwania samej płyty. Już od około czterdziestej minuty zaczynałem odczuwać zmęczenie, a czekało mnie jeszcze blisko kolejne 20 minut. Być może, gdyby usunąć najsłabsze kawałki (jak chociażby Plony czy Bratnia Krew) istniałaby duża szansa, że pisałbym o Dziwadłach jak o albumie idealnym w gatunku.
Cały czas widzę na fanpage’u zespołu, że nie muzykom nie brakuje pomysłów; mam nadzieję, że nie są to słowa rzucane na wiatr i pewnego pięknego dnia Velesar znowu zaskarbi moje głośniki na ładne kilka dni. A co do Dziwadeł – dobry album, a jak na debiut – świetnie! Bardzo dobra produkcja, chwytliwe melodie – które są dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w tym gatunku – oraz przyjemny klimat płyty. Zdecydowanie czekam na jeszcze.
8-/10
Artykuł Velesar – Dziwadła (2019) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Artykuł Aether – In Embers pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Mariusz Stempczyński
Kolorowa okładka, melodyjnie i słodko na pierwszy rzut oka i ucha…
Pierwsze skojarzenia – In Flames i Children of Bodom, ale po kolei.
Jako że wychowany zostałem przez drugą falę black metalu, zrecenzowanie takiego albumu jak In Embers dla zespołu mogłoby się wydawać strzałem w kolano. Mamy do czynienia z melodyjnym death metalem, stworzonym na solidnych fundamentach warsztatowych muzyków, gdzie więc tkwi haczyk? Na naszej scenie nie mają chyba konkurencji i co najlepsze, z każdym następnym odsłuchem płyty coraz bardziej mnie przekonuje.
Zespół na nowo nagrał EP Tale of Fire z 2016 i dołożył pięć nowych kompozycji, zapewne zamykając pewien rozdział swojej historii, by pisać następny. Utwory zostały umiejętnie wymieszane, tak aby uniknąć podziału płyty na dwie części, co jest istotne dla odbioru całości zarówno przez starych, jak i nowych słuchaczy. Płytka ładnie brzmi, aranżacja utworów trąci lekko progresją.
W nowej odsłonie utworów zostały wyeksponowane dźwięki gitar kosztem klawiszy, spowodowało to utratę bajkowości, ale w zamian dając nam głębię i “mięcho”. Osobiście uwielbiam kontrasty, takim moim ulubieńcem jest wieńczący płytę utwór Dream, który ma w środku chyba najbardziej, z całej płyty, deathowy riff.
Aether pokazuje, że folk można zagrać nie tylko na flecie czy skrzypcach, ale także na innych instrumentach, robiąc przy tym ten sam klimat, jak np. w Last Battle. Insomnia – growl przeplatany z czystym śpiewem, niezwykle klimatyczne i podniosłe. Płyta co chwilę zaskakuje czymś ciekawym, no i na dokładkę goście specjalni. Perkusję obsługuje Rolf Pilve (Stratovarius, Wintersun), a Michała Miluśkiego wspierają na wokalu Vincent Jackson Jones (Aether Realm), Artur Rosa Rosiński (Lux Perpetua) oraz Aneta Sikorska. Co do orkiestracji, udział w niej miał niejaki Topias Kupiainen (Arion).
Ok, nie przepadam za takim gatunkiem, ale zrobię jeden wyjątek w postaci In Embers, a co tam. Młode wilki przejmują pałeczkę na naszym podwórku, może nadszedł czas na taką muzę, może nadszedł czas na Aether. Strona wizualna kompletnie mi się nie podoba, ani zdjęcia, ani okładka, ani teledysk, mimo że cechuje je profesjonalizm; kwestia gustu.
Na szczęście muzyka się broni.
8/10
Artykuł Aether – In Embers pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Mariusz Stempczyński
Artykuł The Wolves of Avalon – Carrion Crows Over Camlan (recenzja) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Nie ukrywam, że do napisania kilkunastu zdań o tym albumie zbierałem się blisko od jego premiery, która miała miejsce w 2011 roku. Bardzo trudna, wolna i ciężka w odbiorze muzyka, która potrzebowała prawie ośmiu lat, żebym mógł w końcu podjąć się jej recenzji.
Dawniej, kiedy byłem wielbicielem lekkiej odmiany folk metalu, odbijałem się prawie przy każdym odsłuchu debiutu grupy, wywodzącej się ze wschodniej części Anglii. Po kilku latach, kiedy wstąpiła we mnie dusza mroczna jak kawa i zacząłem zagłębiać się w cięższe odmiany metalu poznałem zespół The Meads of Asphodel. Zauroczony ich dziwnymi kompozycjami, postanowiłem co nieco dowiedzieć się o nich. Po krótkim “riserczu” w internecie przeczytałem, że lider – i wokalista także – zdziera struny głosowe również w The Wolves of Avalon, w zespole, o którym dawno temu zapomniałem. Niewiele myśląc, odpaliłem Carrion Crows Over Camlan.
Nie przypominałem sobie, żeby było w tym aż tyle folku; zapamiętałem to jako wolny black metal z doom’owym sznytem. Cóż, miła to niespodzianka była – skrzypce czy też gitary akustyczne są wszechobecne na tym albumie. Flety i drumla też mają swoje miejsce. Fakt, dalej uważam, że jest w tym dużo gatunków wcześniej wymienionych, ale w tej chwili jestem bardziej skłonny nazwać to folk metalem.
Muzyka prezentowana przez podopiecznych Godreah Records zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Szczerze wątpię, żeby osoba, która uważa Korpiklaani czy In Extremo za ideał folk metalu (ja, kilka lat temu) i nie słucha przy tym gatunków z wyższej półki ekstremalnego metalu (również ja) będzie się dobrze bawić słuchając tego. Mi na szczęście udało się dojrzeć do takiej muzyki; klimat, który mi oferowała pozostanie w mojej pamięci i głośnikach na długo. I dalej uważam, że jest to trudny twór, niemniej jestem usatysfakcjonowany z każdej godziny spędzonej z tą płytą. Nie ma że boli!
Jeżeli komuś nie chce się słuchać Carrion Crows Over Camlan w całości, ma jeszcze dwie opcje, żeby się przekonać. Pierwszą jest uwierzenie mi na słowo. Drugą – bardziej przekonującą – będzie przesłuchanie utworu
The War Song of Beli Mawr. To kwestia czysto subiektywna, ale to mój ulubiony kawałek na albumie. Zawiera on wszystko co najlepsze, co ów grupa ma słuchaczom do zaprezentowania; od ciężkiego klimatu pokazanego przez trudną do przebicia ścianę dźwięku, po partie gitarowe świetnie uzupełniane przez folkowe instrumenty. No i ten bridge, cudo.
Żeby nie było, nie jest to jedyna piosenka na płycie, którą polecam. Mamy jeszcze smutną i ponurą balladę The Last Druid, gdzie to właśnie ona, przekonała mnie kilka lat temu do bliższego zapoznania się z tą grupą. Poza tym British Tribes Unite i Song of the Graves, o których nic nie powiem, sami się przekonajcie.
Tak jak wcześniej wspominałem, The Wolves of Avalon to nie muzyka dla wszystkich, być może dla mniejszej liczby odbiorców, którzy mieli lub będą mieli okazję zapoznać się z ich twórczością. Carrion Crows Over Camlan był albumem, który narobił mi smak na ich kolejne krążki, niestety, ale tylko ich debiut jest moim zdaniem warty uwagi. Więc jeżeli macie za coś się wziąć od nich, moim zdaniem właśnie za to.
Artykuł The Wolves of Avalon – Carrion Crows Over Camlan (recenzja) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Artykuł Rivendell – Farewell: The Last Dawn (2005) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Naszło mnie na wspominanie. Pamiętam czasy, kiedy byłem małym chłopcem i wraz z przyjaciółmi chodziłem nocą do lasu i wykrzykiwaliśmy liryki naszych ulubionych folk metalowych zespołów takich jak Radogost, Falkenbach, czy In Extremo. W tych okrzykach znajdywały się też oczywiście teksty z ostatniej płyty wydanej przez austriacki projekt Rivendell. Wróciłem do tego albumu, żeby sprawdzić, czy stawianie go na tym samym piedestale co wcześniej wspomniane zespoły nie było przypadkiem efektem zachwycania się każdym dźwiękiem, który przypominał mi folk…
Ale na początku napiszę kilka słów o samym Rivendell. Jest to jednoosobowy projekt folk/black metalowy pochodzący z Austrii – a dokładnie ze Salzburga. Gerold Laimer, ukrywający się pod pseudonimem Falagar, wydał pod szyldem Rivendell trzy albumy (dodatkowo wydał jedno demo pod nazwą Falagar), Farewell: The Last Dawn jest ostatnim z nich, wydanym już prawie piętnaście lat temu. Od tamtego momentu słuch o tym projekcie zaginął.
Może to i lepiej, że tak się stało? Każdy z tych trzech albumów uznawałem za twory wręcz idealne. Po odsłuchaniu ich w ostatnich dniach, dochodzę do wniosku, że nie był to dziecięcy zachwyt. Rivendell do dzisiaj potrafi mnie oczarować, praktycznie tak samo jak i dekadę temu. Niemniej, jak wszystkie z tych albumów wręcz ubóstwiam, Farewell: The Last Dawn jest moim ulubionym; prawdopodobnie jest to najlepszy krążek folk metalowy jaki było dane mi usłyszeć.
Mimo że na ostatnim opusie Rivendell mamy w sumie klasyczne, proste melodie folk metalowe z naleciałościami epic black metalu, ten album nie jest w stanie mnie znudzić; jest w nim jakaś magia, która pochłania mnie do reszty i jestem w stanie – tak jak lata temu – słuchać każdego utworu po kolei przez co najmniej dwa tygodnie. Inaczej było z The Fall of Gil-galad; o tym kawałku mogę powiedzieć wiele. Na pewno to, że był, jest i będzie moim ulubioną piosenką folk metalową, ale też w ogóle. Wiem, jest to banalnie prosta melodia, jak tysiące innych z gatunku. Ale w przeciwieństwie do nich, The Fall of Gil-galad jako jedyny był w stanie pochłonąć mnie do reszty na tak długo.
Prawdopodobnie, Farewell: The Last Dawn nie znudził mi się z powodu swojej różnorodności, a także z powodu klimatu, jaki Falagar stworzył na tym krążku. The Old Walking Song czy też Back to Lands We Once Did Know sięga do orientalnych melodii. The Fall of Gil-galad lub Rivendell nawiązują do czysto tolkienowskiego klimatu. Z kolei A drinking song ma atmosferę – jak się nie trudno domyślić – czysto pijacką.
Cieszy mnie to, że zdecydowałem się na powrót do tego albumu po tylu latach. Farewell: The Last Dawn w mojej opinii wyciąga z folk metalu, to co w nim najlepsze; klimat, melodie które zapadają w pamięć oraz magię, przez co mam ochotę na ponowne przeczytanie trylogii Władca Pierścieni, Hobbita i Silmarillionu. Mimo że Rivendell już od czternastu lat jest nieaktywny i szansa na to, że projekt powróci do życia jest mała, uważam, że każdy fan folk – blacku też – metalu powinien się zapoznać z tym albumem, jak i z całą twórczością Falagara. Rivendell jest jednym z dwóch jego projektów, drugim jest Ahnenstahl, który tworzył razem z niejakim Chesterem. Gorąco polecam, świetne wspomnienia.
Artykuł Rivendell – Farewell: The Last Dawn (2005) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Artykuł Eluveitie – Ategnatos pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Bartosz Płaneta
Kilka tygodni temu ukazała się nowa płyta grupy będącej w światowej czołówce sławy folkmetalowej. Ategnatos Eluveitie ujrzał światło dzienne aż 5 lat po premierze ostatniego z nieakustycznych albumów – Origins. Doskonale wiemy, przez jak gruntowne zmiany zespół przechodził od tamtego czasu i jesteśmy ciekawi także Waszych opinii na temat krążka. Czy duch zespołu wytrzymał próbę czasu? Czy muzykom udało się Was zaskoczyć?
Premiera była poprzedzona cyklem fimów Track By Track ukazujących się na oficjalnym profilu zespołu, na których przedstawiane były tło oraz interpretacja i kulisy pracy nad powstawaniem poszczególnych kawałków albumu. Nie sposób nie zauważyć, że grupa postawiła sobie poprzeczkę wysoko i każdemu z jej członków poszczególne aspekty pracy zapadły w pamięć.
Eluveitie – ATEGNATOS (Official Track-By-Track #1)
Tracklista przedstawia się następująco:
Wasze typy?
Eluveitie bardzo mocno akcentuje w swojej płycie tematykę… odejścia. Nie zawsze śmierci, strachu i niepewności. Czasami przyjmuje ono formę zmierzenia się z koniecznością, światłością… ale także ze spokojem, niejednokrotnie nazwanym dosłownie – odrodzeniem. Czy zespół przelał do swojego dorobku historię powstania na nowo, od pamiętnego dla wszystkich fanów roku 2016?
Jak podoba Wam się występ Fabienne w roli czystego wokalu i dźwięków harfy?
Moim skromnym zdaniem zespół spróbował wrócić do korzeni, zaczerpnąć esencji, a jednocześnie dopuścił sporo młodej, dotlenionej krwi i wstawek. Z korzyścią. W albumie można się zatracić, chwilami oderwać, lub przeżyć zaskoczenie, a na pewno wspomóc swoim wykonaniem perkusję na blatach swojego najbliższego otoczenia. Moje biurko musiało swoje odcierpieć. Jestem bardzo rad z faktu, że na mojej playliście Elu pojawią się wreszcie jakieś nieosłuchane do każdej nuty i riffu utwory, będące integralną częścią ich stylu, mocy i klimatu.
Artykuł Eluveitie – Ategnatos pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Bartosz Płaneta
Artykuł Kampfar – Ofidians Manifest (2019) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Moim zdaniem Kampfar z każdym swoim kolejnym albumem wykonuje coraz lepszą robotę; po genialnym Profan norwescy paganmetalowcy uciekli od mediów na ponad trzy lata i nie było nic o nich słychać. Po tym czasie wrócili z singlem Ophidian, który zapowiada ich nową płytę Ofidians Manifest.
Nie ukrywam, że jest to jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie krążków tego roku; zastanawiało mnie, czy Kampfar po (dosłownym) odizolowaniu się od wszelkich mediów społecznościowych i fanów zdoła utrzymać poziom i zrobić z Ofidians Manifest twór co najmniej świetny.
Po przesłuchaniu wcześniej opublikowanych piosenek – Ophidian i Syndefall – miałem mieszane uczucia; nie było tam niestety niczego, co byłoby związane z folkiem, po prostu czysty, bardzo dobrze wykonany black metal. Fakt, Kampfar zawsze był mimo wszystko kojarzony z gatunkiem, który jest dobrem narodowym Norwegii, ale to właśnie te wszelkie folkowe wstawki sprawiały, że są oni kimś wyjątkowym. Na szczęście, jeżeli chodzi o całokształt albumu, pogańskiego ducha nie brakuje.
Ów Norwedzy mieli o tyle trudne zadanie, że Profan jest albumem prawie że doskonałym (warto nadmienić, że za ten krążek dostali nagrodę norweskiego przemysłu fonograficznego Spellemannprisen – zgadzam się w stu procentach z decyzją jury). Trudno mi stwierdzić, czy ich najnowszy opus jest lepszy od swojej poprzedniczki. Na pewno Ofidians Manifest to świetny album. Posiada wszystko, dlaczego uwielbiam Kampfar; agresja, melodyjność, doskonały wokal Dolk’a i ten klimat, który pozostaje w pamięci na długo. Jest to trudny album, do którego trzeba przysiąść, niemniej, stwierdzam z czystym sumieniem, że warto poświęcić te czterdzieści minut.
Po trzech latach milczenia Kampfar wrócił do nas z bardzo dobrą płytą. Będę jej pewnie słuchał równie często, jak to robiłem w przypadku ich poprzednich tworów. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy grupa powinna za Ofidians Manifest dostać kolejną nagrodę muzyczną, ale nominację napewno.
9-/10
Artykuł Kampfar – Ofidians Manifest (2019) pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Jakub Bochenek
Artykuł Przeprosiny pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Łukasz Szczygło
Łukasz Szczygło przeprasza w swoim imieniu Panią Patrycję Herbut za bezprawne wykorzystanie fragmentu tekstu jej autorskiej recenzji płyty Wendzki sznyt: https://mollplytowy.pl/recenzja-ciag-dalszy-historii-kaszub-i-pomorza-zywiolak-wendzki-sznyt/
Artykuł Przeprosiny pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Łukasz Szczygło
Artykuł Słuchamy Ariadne’s Thread – recenzja From the Very Beginning pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Bartosz Płaneta
Pojawiło się pierwsze EP Ariadne’s Thread o tytule From The Very Beginning… I jak za mitologicznym, magicznym sznurem, możemy podążać dzięki niemu w głąb legend i historii nimi spowitej. Co o nim sądzimy?
W pierwszym, czterominutowym utworze Numinous z mgły tajemnicy spowitej czystą pieśnią, zdaje się wyłaniać zapomniana i refleksyjna treść, wprowadzająca nas w charakter zespołu. Utwór spokojny, lecz tęskny. Rozbudzający ciekawość na kolejne.
W bojowym i transowym Rolandskvadet, który ujmuje partiami instrumentalnymi, przedstawiona zostaje norweska ballada. Pieśń rozwija się, charakterystyczny motyw muzyczny powiela, tworząc spójną całość, która zapada w pamięć.
Kolejną pieśnią, tym razem zaawansowanego XIV-wiecznego średniowiecza jest Je Vivroie Liement, starofrancuski poemat emanujący dworskim klimatem, jednakże zawierający w sobie bardziej żywiołowe partie, przynoszące na myśl elementy muzyki celtyckiej.
Zmieniając kierunek geograficzny, a pozostając w datowaniu, przychodzi pora na staroangielski Als I Lay on Yoolis Night, kolędę, pamiętającą zupełnie inne, niż znane nam, obchody Świąt Bożego Narodzenia, w samym to tytule nawiązując do Jul – święta przesilenia zimowego.
Płyta rozpoczyna się i kończy równie wyraziście, choć w innej otoczce. Miri It Is – wcześniejsza, bo XIII-wieczna angielska pieśń wychwalająca lato, lecz zawierająca także cień trudów nadchodzącej jesieni i zimy. Utwór jest bezsprzecznie pełnoprawnym i kompletnym bretońskim utworem, którego nie sposób przerwać. Rozwijające się i przenikające partie muzyczne udowadniają kunszt muzyków oraz ich potencjał.
Płyta jest przekrojowa i nietuzinkowa, garściami czerpie z europejskiego folkloru, podań historycznych, tajemnicy, oraz odmienności minionych dni – tchnąc w nie, oraz liczne instrumenty – życie. EP prezentuje się świetnie i w takiej jakości jest też zrealizowane, przy okazji czego warto zwrócić uwagę na trzymanie pieczy nad realizacją Stanisława Słowińskiego. Zespół posiada warsztat, umiejętności, piękny, mocny wokal, ciekawe brzmienie. Fakt, że można usłyszeć na własnej krajowej scenie charakter godny czołowych europejskich twórców gatunku, napawa niezrównanym optymizmem i zaostrza apetyt. I z takim nastawieniem, wyczekujemy kolejnych przejawów twórczości Ariadne’s Thread.
Oceńcie sami! Spotify
Artykuł Słuchamy Ariadne’s Thread – recenzja From the Very Beginning pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Bartosz Płaneta