Agata Biały – Folk Metal http://www.folkmetal.pl Portal o muzyce z tradycjami Sat, 19 Nov 2016 19:33:39 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.2.3 47725348 Fotorelacja z koncertu Wardruny w Łodzi http://www.folkmetal.pl/fotorelacja-z-koncertu-wardruny-w-lodzi/ http://www.folkmetal.pl/fotorelacja-z-koncertu-wardruny-w-lodzi/#respond Fri, 18 Nov 2016 20:49:12 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=27202 13 listopada 2016 W łódzkiej Wytwórni miał miejsce pierwszy niezależny występ Wardruny w Polsce. Do stycznia jeszcze kilka tygodni, ale już teraz mogę bez wahania powiedzieć, że był to folkowy koncert roku. Formacja rozsławiona przez współtworzenie muzyki do Wikingów nie bez przyczyny wzbudza duże zainteresowanie. Wardruna słynie z niezwykle klimatycznych występów, przenoszących słuchaczy do świata pełnego mistycyzmu […]

Artykuł Fotorelacja z koncertu Wardruny w Łodzi pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

13 listopada 2016 W łódzkiej Wytwórni miał miejsce pierwszy niezależny występ Wardruny w Polsce. Do stycznia jeszcze kilka tygodni, ale już teraz mogę bez wahania powiedzieć, że był to folkowy koncert roku.

Formacja rozsławiona przez współtworzenie muzyki do Wikingów nie bez przyczyny wzbudza duże zainteresowanie. Wardruna słynie z niezwykle klimatycznych występów, przenoszących słuchaczy do świata pełnego mistycyzmu i nordyckiego mrozu. Jadąc do Łodzi szykowałam się na prawdziwą bombę – i to właśnie otrzymałam.

img_0281

Bilety wyprzedały się w ekspresowym tempie. W wydarzeniu miało wziąć udział około 1,5 tysiąca osób z całej Polski, więc wchodząc na salę Wytwórni spodziewałam się ścisku. Wszystko zostało jednak dobrze zorganizowane – przed sceną równe rzędy krzeseł, dodatkowo miejsca na balkonie. Z godziną 20.oo przybyli zajęli swoje miejsca, chwilę potem zgaszono światła i na scenę weszli członkowie zespołu. Repertuar zaczęli od pierwszego utworu z ostatniej części swojej trylogii, Tyr. Widok postaci wygrywających na lurach bojowy rytm robił duże wrażenie. Wardruna już z samego początku wprowadzała publikę w trans, nie tracąc niczyjej uwagi.

Skoncentrowana na fotografowaniu nie oddawałam się w pełni muzyce, jednak przy Runaljod kompletnie straciłam głowę – skończyło się zapamiętywanie utworów i robienie zdjęć. Norwedzy korzystając z bogatego instrumentarium stworzyli rozległą przestrzeń dla wyobraźni słuchacza. Podczas tego rytuału nie było miejsca na rozmowy – tutaj wszyscy skupiali się na muzyce i byli muzyką. Gdyby nie to, że publice nadane było stanowisko siedzące, pod sceną z całą pewnością zawrzałoby od tańców. Artyści wprawnie prowadzili koncert, gładko przechodząc do kolejnych kompozycji, nagradzanych gromkimi brawami. Atmosfera na sali szybko się zagęszczała.

Na finał zespół zaprezentował swoje opus magnum, Helvegen. Był to prawdziwy punkt kulminacyjny wieczoru. Ciarki towarzyszyły mi przez całą pieśń, jako zapowiedź czyhającej za drzwiami klubu pokoncertowej gorączki. W momencie, w którym wybrzmiały ostatnie dźwięki pożegnalnego utworu, publiczność złożyła na stojąco długie owacje. Czułam się wtedy trochę jak po ocknięciu się z kilkuminutowej drzemki, koncert wyjątkowo szybko dobił końca. Zespół ma w zwyczaju spotykać się z fanami po występach, także i tym razem znaleźli chwilę na meet&greet. Z podpisanymi płytami i biletami pozostało mi opuścić klub i, w stanie uniesienia, wracać do domu.

Wardruna decyduje się na dość teatralną formę występów – odczucia po wyjściu z Wytwórni przybliżyłabym raczej do tych po znakomitym spektaklu niż koncercie. Zespół tworząc swoje muzyczne misterium stawia nie tylko na dźwięk, ale również jego oprawę. Światła efektywnie podbijały klimat, a gra cieni na zwieszonej za sceną kurtynie była czystą przyjemnością dla oka. Samo nagłośnienie i akustyka – brak słów, dawno nie spotkałam się z tak dobrymi jak na tym koncercie. Wiem, że części obecnych nie przypadły do gustu miejsca siedzące, sądzę jednak, że umożliwiły one skupienie się na widowisku i doznanie głębszych wrażeń. Niezaprzeczalnie Wardruna dała z siebie wszystko, ów niedzielny wieczór powinien usatysfakcjonować miłośników twórczości Norwegów choć na trochę.

I na koniec dobra wiadomość dla tych, którym nie udało się kupić biletów na ten koncert: Einar zapowiedział, że ze względu na duże zainteresowanie wydarzeniem razem z zespołem postarają się jak najszybciej wrócić do Polski. Póki co, już na początku marca przyszłego roku głodni wrażeń mogą wybrać się na jego solowy występ:

Setlista:

  1. Tyr
  2. Hagall
  3. Bjarkan
  4. Løyndomsriss
  5. Heimta Thurs
  6. Runaljod
  7. Raido
  8. Isa
  9. Laukr
  10. Jara
  11. Algir – Stien Klarnar
  12. Fehu
  13. NaudiR
  14. Odal
  15. Helvegen

Artykuł Fotorelacja z koncertu Wardruny w Łodzi pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/fotorelacja-z-koncertu-wardruny-w-lodzi/feed/ 0 27202
Relacja z Folk Metal Night: Dziady http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-dziady/ http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-dziady/#respond Tue, 08 Nov 2016 22:01:50 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=27176 Nic tak nie rozwiewa jesiennych smutków jak dobry folkowy koncert. Przekonałam się o tym 29 października, kiedy to w Warszawie w Voodoo Club odbyła się kolejna edycja Folk Metal Night. Wydarzenie było również obchodami dziesięciolecia stałego linera trasy – Morhany. Poza jubilatem zagrała Runika, Czertoróg oraz czołówka polskiego folk metalu – Percival Schuttenbach i Radogost. Jako […]

Artykuł Relacja z Folk Metal Night: Dziady pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

Nic tak nie rozwiewa jesiennych smutków jak dobry folkowy koncert. Przekonałam się o tym 29 października, kiedy to w Warszawie w Voodoo Club odbyła się kolejna edycja Folk Metal Night. Wydarzenie było również obchodami dziesięciolecia stałego linera trasy – Morhany. Poza jubilatem zagrała Runika, Czertoróg oraz czołówka polskiego folk metalu – Percival Schuttenbach i Radogost.

Jako że było to większe niż zazwyczaj widowisko, warunki w klubie dostosowano do mającego go odwiedzić kilkusetnego tłumu. Otworzono drugą salę, funkcjonowały dwa bary, przy pierwszym wyświetlano na ścianie cały występ, dzięki czemu i ci siedzący na kanapach mogli go oglądać. Standardowo dwa punkty z merchem zespołów i płytami, dodatkowo na zewnątrz stoisko z pieszczochami i gadżetami.

Koncert zaczął się z lekkim poślizgiem, przed 18:30 na scenę wszedł pierwszy zespół. Biorąc pod uwagę fakt, że Czertoróg jest młodą formacją, to widać, że mają na siebie pomysł i konsekwentnie dążą do jego realizacji. Część utworów została zaśpiewana po rosyjsku, grupa zagrała też cover In the Arms of Mara od Grai. Spodobało mi się brzmienie gitary i skrzypiec, zespół mógłby wyrobić sobie na tej podstawie charakterystyczne brzmienie. We znaki dawał się poza tym duży entuzjazm wokalistki. Często rozmawiała z publiką, gorąco zachęcała do tańców. Zebrani oszczędzali jednak siły na kolejne występy, chętniej za to śpiewali. Myślę, że grupa przyjęłaby się lepiej, gdyby grali w późniejszej części koncertu, bo z początku mało kto jest skory do większej aktywności. Muzycy mają w sobie jednak dużo energii, co z pewnością wyjdzie im na korzyść w dalszych działaniach.

  1. Wiosna
  2. Zima
  3. Słowo o wietrze
  4. Drużyna
  5. Świt
  6. Północ
  7. Bojowa
  8. In the Arms of Mara
  9. Oj Siadaj, Siadaj!

Runika zawsze spotyka się z wielkim zainteresowaniem publiki, więc i tym razem nie zdziwiło mnie momentalne ożywienie słuchaczy, gdy kapela wkroczyła na scenę. Zespół umie porozumieć się z fanami, a balansując między wolniejszymi i klimatycznymi utworami a tymi żywymi i bardzo skocznymi z powodzeniem potrafi podgrzać atmosferę na sali. Przybyli z chęcią wspomagali grupę śpiewem i okrzykami, a przy Biesiadzie czy Naznaczonym brali udział w pogo. Nie przestanę zachwycać się wdziękiem, z jakim Aminae prowadzi występy, nie kryje emocji przy śpiewie. Uwagę zwraca na siebie także perkusja – bardzo sprawnie wybijany rytm, a samo brzmienie kojarzy mi się raczej z klasycznymi odmianami metalu. Nie działa to jednak w żaden sposób na niekorzyść całokształtu, w utworach Runiki i sekcje instrumentalne, i głos Aminae świetnie się ze sobą komponują. Zespół pożegnał się z fanami bisem Biesiady, którą dosłownie cała sala wyśpiewała. Ostatnie nuty ucichły, ale same owacje długo można było usłyszeć.

  1. Słowianie
  2. Ogień i woda
  3. Wiking
  4. Wodnik
  5. Cisza przed burzą
  6. Biesiada
  7. Vanir
  8. Chwała bohaterom
  9. Naznaczony
  10. Nawia
  11. Sabat
  12. (bis) Biesiada

Muszę przyznać, że Radogost był dla mnie największym asumptem do przyjścia na to wydarzenie, więc wraz z resztą fanów spotkałam się z lekkim zawodem, gdy zespół przez prawię godzinę rozstawiał sprzęt i borykał się z problemami dźwiękowymi. Energia słuchaczy po występie Runiki zdążyła opaść, a szkoda, bo bez niej kilka przez pierwszych utworów na sali było dość drętwo. Całe szczęście, że w drugiej połowie występu zrobiło się naprawdę gorąco –  przy Ananke publiczność pokazała na co ją stać, i, ku zaskoczeniu samego zespołu, bardzo dobrze radziła sobie z tekstami utworów. Sam występ nie był długi, pewnie czterdziestopięciominutowy, ale w ostatecznym rozrachunku Radogost wypadł świetnie. Późniejsza część ich koncertu zrekompensowała początkowe niedociągnięcia. Na zgrabnie ułożony set składało się, poza nowymi, kilka starszych kawałków takich jak Dar Czarnego Licha czy startowe Tam skąd pochodzę. Pod samym względem technicznym nie mam na co narzekać, w końcu to Radogost. Dam też plus za obecność perkusisty – na ostatnim występie w marcu Warszawa usłyszała bębny prosto z… laptopa. Po bisie Ponad głębiami zespół zszedł ze sceny, a fani brawami pożegnali się z kapelą z Brennej.

  1. Tam skąd pochodzę
  2. Klnijmy się na słońce
  3. Watra
  4. Ponad głębiami czarnych wód
  5. Ananke
  6. Dar czarnego licha
  7. Na dnie wielkiej góry
  8. Dziedzictwo
  9. Niechaj stanie się dzień
  10. (bis) Ponad głębiami czarnych wód

O 22.00 na scenę weszła Morhana. Przybyło wielu znajomych zespołu, cały tabun fanów, ale pojawili się i osoby, które o grupie nie słyszeli. Ci ostatni dobrze trafili, bo był to występ szczególny – z okazji urodzin na scenie zagrali nie tylko aktualni członkowie, ale i wszyscy, którzy mieli okazję grać wcześniej w zespole. W tym rodzinnym nastroju mogliśmy odsłuchać setu jubilatów. Po klimatycznym Intro muzycy zagrali When the Earth Was Forged. Kawałek ten urozmaicono duetem skrzypcowym Tarzana i poprzedniej skrzypaczki Laury. Zabawa szybko się rozkręciła, a zażarci pogowicze mogli pokazać swą siłę – wielki kocioł pod sceną to standard na występach Morhany. Szybka obserwacja pozwoliła mi dojść do wniosku, iż fani zespołu podczas koncertów bawią się na jednostajnym, wysokim poziomie. Nie wymienię w takim wypadku kawałków, które wzbudzają najwięcej emocji, osobiście jednak mam słabość do WTF. Godnym uwagi jest fakt, że mimo licznych zmian w składzie brzmienie zespołu nie ucierpiało, a sami członkowie utrzymują ze sobą dobre stosunki. Każdy z muzyków dodał coś od siebie do występu, dzięki czemu nabrał on większego rozmachu. Był to również koncert pożegnalny dla Dawida, perkusisty, oraz powitalny dla Matti, który zagrał na bębnach bisy. Po ostatnim utworze zespół tradycyjnie zrobił sobie z publiką zdjęcie, by później usłyszeć gromkie Sto lat od całej sali koncertowej. Tym akcentem zakończył się przedostatni występ wieczoru.

  1. Intro
  2. When the Earth Was Forged
  3. Dreamland
  4. Trolls on the Sea
  5. Plinn
  6. Horned God
  7. The Traveller
  8. Mgła
  9. Giants of Ice
  10. Legions of Triumph
  11. Morhana
  12. (bis) Elemental
  13. (bis) WTF
  14. (bis) Rock’n’Troll

Minął kwadrans i zacząło się show wyczekiwanego przez wielu Percivala. Sala dosłownie pękała w szwach. Już z początku widać było, że ten występ będzie utrzymany w trochę innym klimacie. Percival Schuttenbach zaczął od Lullaby of Woe Marcina Przybyłowicza. Zespół grał w większości materiał z wydanego ostatnio albumu Strzyga. I tak jak na audio brzmiał kapitalnie, tak na żywo wypada naprawdę bosko. Improwizowane solówki tylko dodawały smaku do całego obrazu. Muzycy łatwo zbudowali iście wiedźmińską atmosferę. Jako goście na scenie wystąpili członkowie zaprzyjaźnionego z zespołem stołecznego Helroth. Wspomogli wokalnie Percivala przy części utworów – Pani Pana, Marysia… Charakter występu zmienił się później na nieco bardziej swawolny. Przybyli mieli okazję wysłuchać nieco  bardziej niekonwencjonalnego niż zazwyczaj wykonania Satanismusa, bo zagranego w rytmie Giorgio by Moroder Daft Punk. Wszelkie urozmaicenia spotykały się z entuzjazmem słuchaczy, w końcu ciągłe granie tego samego może się znudzić. Rzucały się w oczy zabawa muzyką, swoboda na scenie i nieukrywana radość z grania. Zebrani nie stronili od różnych odmian pogo, czasem nawet ktoś trafił na falę. Wybiła godzina 1:00, a Percival pożegnał się z fanami coverem Roots Bloody Roots Sepultury. Ci, którzy pozostali nienasyceni wrażeniami z tego sześciogodzinnego szaleństwa, mogli porozmawiać jeszcze z zespołami na zorganizowanym w drugiej sali after party.

  1. Lullaby of Woe
  2. Lazare
  3. Sargon
  4. Buba
  5. Oj tam na mori
  6. Sokol
  7. Pani Pana
  8. Aziareczka
  9. Gdy Rozum Śpi
  10. Wóda zryje banię
  11. Marysia
  12. (bis) Satanismus
  13. (bis) Roots Bloody Roots

Zdaje się, że był to największy jak dotąd koncert z trasy Folk Metal Night. Przez salę przewinęło się pewnie z czterysta osób, a pod sceną w żadnym momencie nie było pusto. Brawa dla organizatorów, zainteresowanie tematem z czasem tylko rośnie! Podsumowując krótko cały wieczór: duża doza zabawy, w dobrym towarzystwie, w świetnej atmosferze. Właśnie z tych powodów uwielbiam tę trasę.

Artykuł Relacja z Folk Metal Night: Dziady pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-dziady/feed/ 0 27176
Relacja z warszawskiego koncertu Skálmöld i Korpiklaani http://www.folkmetal.pl/27152/ http://www.folkmetal.pl/27152/#respond Tue, 01 Nov 2016 17:29:01 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=27152 Korpiklaani w towarzystwie Skálmölda zagrali ostatnio cztery koncerty w Polsce. We wtorek 25 października wybrałam się do stołecznej Proximy, by wziąć udział w jednym z nich. Zainteresowanie wydarzeniem było dość duże – sama czekałam w kolejce przed drzwiami klubu dobre 15 minut. Po wejściu na salę można by bez wysiłku zliczyć z pół tysiąca osób, a […]

Artykuł Relacja z warszawskiego koncertu Skálmöld i Korpiklaani pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

Korpiklaani w towarzystwie Skálmölda zagrali ostatnio cztery koncerty w Polsce. We wtorek 25 października wybrałam się do stołecznej Proximy, by wziąć udział w jednym z nich.

Zainteresowanie wydarzeniem było dość duże – sama czekałam w kolejce przed drzwiami klubu dobre 15 minut. Po wejściu na salę można by bez wysiłku zliczyć z pół tysiąca osób, a i tak był to sam początek wieczoru. Proxima “anatomicznie” jest dobrze zorganizowana: dużo miejsca pod sceną, kawałek dalej nieco wyższy parkiet dla bardziej pasywnych słuchaczy czy fotografów. Z boku barek, przy barku przygotowane stoisko z merchem zespołów. Wizualnie prezentowało się to całkiem nieźle – jak jednak zagrały grupy muzyczne?

Zgodnie z rozpiską o 19:30 na scenę wkroczyła islandzka formacja. Nie byłam pewna, czego się spodziewać, ponieważ na nagraniach ich muzyka średnio przypadła mi do gustu. Skálmöld na szczęście należy do tych kapel, które brzmią lepiej na żywo. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdy zaczęli występ – dało się usłyszeć ciężar ich muzyki, wikińską siłę płynącą z granymi nutami. Wokal mocno uderzał, złożone gitarowe solówki i rytmiczna perkusja zmuszała do ruszania się. Sama gra nie była jednorodna – w niektórych partiach momentami czuć było nutę power metalu, czasami wydobywane dźwięki kojarzyły mi się też z farerskim Týrem. Zespół został przyjęty z dużym zainteresowaniem i entuzjazmem publiki, słuchacze z chęcią uczestniczyli w pogo, tworzyli ścianki. Skálmöld zamknął swój set jednym z pierwszych kawałków, Kvaðning, który, muszę przyznać, przez parę następnych dni z głośników u mnie nie schodził. Islandczycy dali z siebie wszystko i świetnie spisali się jako support. Szkoda tylko, że nagłośnienie pozostawiało wiele do życzenia – wokal często zagłuszał partie instrumentalne, a klawiszy nie dało się usłyszeć. Wprawdzie psuło to nieco klimat utworów, ale i tak uważam że grupa wypadła zdecydowanie na plus.

  1. Intro
  2. Múspellsheimur
  3. Gleipnir
  4. Með drekum
  5. Að hausti
  6. Narfi
  7. Útgarður
  8. Niðavellir
  9. Miðgarðsormur
  10. Að Vetri
  11. Kvaðning

Po krótkiej przerwie i rozstawieniu sprzętu na scenę weszli Korpiklaani. Swój występ otworzyli Viinamäen Mies, pierwszym kawałkiem z ostatniej płyty. Muzycy nawet nie musieli zachęcać fanów do ruchu, bo już od pierwszej nuty deski klubu trzęsły się od ich ekstatycznych tańców. Sympatycy folk metalu nie unikali też śpiewu, chętnie wspomagając Jonne wokalnie przy Lempo czy Rauta. Zespół śmiało i profesjonalnie prowadził występ, ale nie przeszkadzało to w odczuciu przez fanów bliskości z muzykami. Widać, że członkowie leśnego klanu potrafią budować emocje u słuchaczy. Nie było miejsca na nudę czy nawet rozmowy między piosenkami, bo płynnie przechodzili z jednego utworu do drugiego. Blisko półtoragodzinny set mocno opierał się na najnowszych dokonaniach formacji, niemniej jednak zmieściło się na nim również kilka utworów ze starszych płyt. Największe przeboje Finowie zostawili na sam koniec. Trzeba przyznać, że oryginalne wykonanie Vodki bije na łeb wszelkie covery zasłyszane na mniejszych koncertach. Przybyli na występ dostali to, czego można było od Korpiklaani oczekiwać: porządną dawkę folkowej zabawy. Muzycy mają ogromny zapas energii i nie szczędzą w okazywaniu go. Widać, że robią to, co lubią, a granie sprawia im nie lada przyjemność. To się ceni, zwłaszcza u zespołów z dłuższym stażem. Nie mam wątpliwości, że pójdę na ich kolejne koncerty. Całe szczęście, że Finowie lubią wracać do Polski!

  1. Viinamäen Mies
  2. Juodaan Viinaa
  3. Pilli On Pajusta Tehty
  4. Tuonelan Tuvilla
  5. Lempo
  6. Erämaan Ärjyt
  7. Ruumiinmultaa
  8. Petoeläimen Kuola
  9. Sumussa Hämärän Aamun
  10. Vaarinpolkka
  11. Metsämies
  12. Rauta
  13. Kipumylly
  14. Lonkkaluut
  15. Kultanainen
  16. Minä Näin Vedessä Neidon
  17. Ämmänhauta
  18. Sahti
  19. Uni
  20. Kylästä Keväinen Kehto
  21. Wooden Pints
  22. Vodka
  23. Beer Beer

Artykuł Relacja z warszawskiego koncertu Skálmöld i Korpiklaani pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/27152/feed/ 0 27152
Relacja z Pagan Fest http://www.folkmetal.pl/relacja-z-pagan-fest/ http://www.folkmetal.pl/relacja-z-pagan-fest/#respond Sat, 04 Jun 2016 14:50:55 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=26813 Kilka dni temu w warszawskim Clubrock odbyła się pierwsza edycja festiwalu Pagan Fest zorganizowanego przez lidera Pravii. Koncert powstał z okazji drugich urodzin zespołu. Oprócz jubilatów wystąpili na nim dawno niewidziani przez stołeczną publiczność Saltus, lubelski Black Velvet Band oraz miejscowy Elforg. Dwoje z naszych redaktorów podzieli się z wami wrażeniami z owego wieczoru. Jakub Bochenek: […]

Artykuł Relacja z Pagan Fest pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

Kilka dni temu w warszawskim Clubrock odbyła się pierwsza edycja festiwalu Pagan Fest zorganizowanego przez lidera Pravii. Koncert powstał z okazji drugich urodzin zespołu. Oprócz jubilatów wystąpili na nim dawno niewidziani przez stołeczną publiczność Saltus, lubelski Black Velvet Band oraz miejscowy Elforg. Dwoje z naszych redaktorów podzieli się z wami wrażeniami z owego wieczoru.

Jakub Bochenek: Jakie były Twoje oczekiwania względem Pagan Festu?

Agata Biały: Od razu, gdy usłyszałam o wydarzeniu, postanowiłam się na nie udać, zainteresował mnie nie tylko jubileusz Pravii, ale również to, że wystąpi nigdy niewidziany przeze mnie Saltus, dawno niesłyszany Black Velvet Band, no i Elforg. Idąc na ten koncert, spodziewałam się dwóch rzeczy: dobrej muzyki i dobrej zabawy.

Jakub Bochenek: Czyli oczekiwaliśmy tego samego. Kiedy zjawiłem się w klubie, pod sceną świeciło pustkami. Z czasem frekwencja się zwiększała, ale i tak ilość ludzi pozostawiała wiele do życzenia. Smuci mnie, że tak lubiany przeze mnie Elforg zastał tak małą publiczność.

Agata Biały: Faktycznie, choć chwilę spóźniłam się na ich występ, na sali stała niewielka grupa osób. Mimo to Elforg dał z siebie wszystko – widać, że wielkość publiki nie ma dla nich znaczenia, bowiem muzycy świetnie bawią się na scenie. Mimo że formacja odstawała od reszty zespołów na Pagan Feście, zrobiła mi smaka na kolejne zespoły. Długo czekałam na koncert Black Velvet Band i ziściły się moje oczekiwania. Uwielbiam ostatni krążek kapeli, byłam bardzo ciekawa, jak zespół wykona go na żywo. No i co mogę powiedzieć – odwalili kawał dobrej roboty, widać było pełne zaangażowanie do tworzonej muzyki. Niezauważenie minął mi ich występ. Czasem wyłączył się mikrofon, ktoś zafałszował raz czy dwa, ale nie przeszkadza mi to w stwierdzeniu, że zagrali kapitalnie.

Jakub Bochenek: Nie dało się nie usłyszeć kilku błędów technicznych, ale całokształt wypadł naprawdę przyzwoicie. Do gustu przypadł mi fakt, że oprócz nowych utworów zagrali też kilka starszych kawałków, a wieńczący ich set cover legendy heavy metalu – Manowar – dobrze dopełnił całość. Nie ukrywam, posłuchałbym BVB dłużej, ale po wejściu Saltusa na scenę przestałem się nad tym zastanawiać. Po pierwsze, widać było, że mają oddanych fanów – grają już prawie 20 lat; na sali znajdowała się starsza publiczność. Pod sceną ciągle wrzało – świadczy to o tym, że mimo minionego czasu ich muzyka nie starzeje się i porywa tak samo jak dekadę temu.

Agata Biały: Żywiej uczestniczyłeś w tym występie, ja obserwowałam sytuację z boku – mam jednak odczucia podobne do Twoich. Na Saltusie poczułam prawdziwą “kultowość” metalu, a trzeba przyznać, że jest to doznanie wyjątkowo przyjemne. Set formacji okazał się najdłuższą częścią imprezy, co pewnie zadowoliło duży procent obecnych na koncercie. Teraz została tylko Pravia. Ostatni band wieczoru umiejętnie utrzymał parną atmosferę na sali. Pogo trwało – jeszcze namiętniej niż przedtem.

Jakub Bochenek: To trzeba przyznać, publika dała o sobie znać. Muzycy zaprezentowali większość utworów ze swojego longplaya, jak i starsze kawałki, takie jak Perun. Warto też wspomnieć o tym, że właśnie z okazji tego koncertu zespół wypuścił własne piwo. Przyznam szczerze, że smak tego trunku przypadł mi do gustu. I nawiązując do tematu, podczas tego wieczoru można było nie tylko skosztować piwa Pravia, Black Velvet Band również zaprezentował ciekawy napitek – samogon Zamieć daje popalić w gardle.

Agata Biały: Podsumowując – na Pagan Feście można było przyjemnie spędzić czas. Oprócz sali koncertowej Clubrock dał do dyspozycji duży ogród z grillem pełen leżaków i stołów pod parasolem – klimatyczne otoczenie umilało słuchanie lubianych przeze mnie zespołów. Poza tym fani mogli kupować płyty i koszulki z dwóch stoisk.

Jakub Bochenek: Miło będę wspominał ten wieczór. Mam nadzieję, że kolejna edycja festiwalu wypadnie co najmniej tak dobrze jak pierwsza.

Termin Pagan Fest II jest już oficjalnie ogłoszony:
 Link do wydarzenia

Artykuł Relacja z Pagan Fest pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/relacja-z-pagan-fest/feed/ 0 26813
Relacja z koncertu The Moon and the Nightspirit http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-the-moon-and-the-nightspirit/ http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-the-moon-and-the-nightspirit/#respond Thu, 26 May 2016 08:05:40 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=26749 15 maja w warszawskim Voodoo zagrał The Moon and the Nightspirit w towarzystwie Helrotha, który supportował węgierskich muzyków akustycznym setem. Mimo że wydarzenie odbyło się w niedzielę (a to dla wielu dzień dość niedogodny), do klubu zawitało całkiem sporo ludzi. Przed 21 uzbrojeni w wszelkiej maści gitary, bębny, flety, didgeridoo i skrzypce członkowie Helroth w znacznie mniej […]

Artykuł Relacja z koncertu The Moon and the Nightspirit pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

15 maja w warszawskim Voodoo zagrał The Moon and the Nightspirit w towarzystwie Helrotha, który supportował węgierskich muzyków akustycznym setem. Mimo że wydarzenie odbyło się w niedzielę (a to dla wielu dzień dość niedogodny), do klubu zawitało całkiem sporo ludzi.

13012753_1039443246102610_7883445858348319573_n

Przed 21 uzbrojeni w wszelkiej maści gitary, bębny, flety, didgeridoo i skrzypce członkowie Helroth w znacznie mniej metalowym wydaniu zaczęli swój występ. W Voodoo panowały doskonałe warunki do grania, wszystkich muzyków dało się bez trudu usłyszeć. Magiczna atmosfera narastała, wczucie się w klimat wieczoru nie zajęło zebranym długo. Już na samym początku można było poczuć się jak w fantastycznym, średniowiecznym świecie. Świetne partie wokalne Marthy i Orthanka przy nastrojowym, instrumentalnym akompaniamencie robiły wrażenie – momentami porywały, by zaraz potem przejść w bardziej stonowane nuty. Choć przełożenie niektórych kawałków z metalu na folk musiało być nie lada wyzwaniem, zespół w znakomitym stylu podołał temu zadaniu. Ta grupa potrafi porwać tłumy zarówno ciężkim graniem, jak i tym znacznie lżejszym. Wyjątkowo szybko minęła pierwsza część wieczoru. Helroth w klasycznym wydaniu będziemy mogli usłyszeć 18 czerwca.

  1.  Intro
  2.  Las
  3.  Prząśniczka
  4.  Słońce Bóg
  5.  Mamuny
  6.  Kwiat życia
  7.  Silitian Tale
  8.  Chrystus
  9.  Wataha
  10.  Karczma Rzym
  11.  Bis (Hymn)

Na występ Węgrów nie trzeba było czekać długo, już po krótkiej przerwie The Moon and the Nightspirit zaczęli swój koncert.  Dwa razy mniejszy czteroosobowy skład na pierwszy ogień zagrał pierwsze kawałki z ostatniego albumu, Mohaszentély i Egnyitó. Muzycy nie tylko podtrzymali już wcześniej zbudowaną przez Helroth atmosferę, ale i dodali całemu wieczorowi dużą dozę pełnej magii delikatności i bajkowości. Na setlistę składały się kawałki pochodzące z czterech albumów formacji. Wszystkie utwory Ágnes i Mihály zaśpiewali w swym rodzimym języku, co pozwoliło słuchaczom, jakkolwiek to zabrzmi, nie zastanawiać się nad znaczeniem tekstów – po samym brzmieniu można domyśleć się bajań o naturze, magii i legendach. Wysoki, damski śpiew, przytłumiony męski wokal, pełne energii bębny, głębokie basy i partie skrzypiec komponowały się po prostu świetnie – aż chciało się zamknąć oczy i pobujać się w rytm muzyki. Godzinny występ Nightspiritów pozostawił we mnie głęboką chęć wyruszenia w wędrówkę po mistycznych lasach i krainach. Mam gorącą nadzieję, że na następny koncert Węgrów nie będę czekać długo – taka muzyka równa się podróży do innej rzeczywistości.

  1.  Mohaszentély
  2.  Egnyitó
  3.  Alkonyvarázs
  4.  Álomszövő
  5.  Éjköszöntő
  6.  Örökké
  7.  Zöldparázs
  8.  Ég felé
  9.  Tücskök az avarban
  10.  Tűben szulető
  11.  Tavaszhozö
  12.  Bis (Regő Rejtem)

O 23 występ się zakończył, fani mieli czas na zrobienie sobie zdjęcia z muzykami czy zdobycie autografu. Muszę przyznać, że ten koncert był dla mnie bardzo przyjemną odskocznią, jako że ostatnio bywałam na samych metalowych gigach. Ów wieczór był doskonałym zwieńczeniem ciepłego majowego weekendu. Należą się podziękowania dla organizatorów, zespołów i pracowników klubu za zorganizowanie świetnego wydarzenia!

Artykuł Relacja z koncertu The Moon and the Nightspirit pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-the-moon-and-the-nightspirit/feed/ 0 26749
Relacja z koncertu Borknagar w Warszawie http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-borknagar-w-warszawie/ http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-borknagar-w-warszawie/#respond Mon, 30 Nov -0001 00:00:00 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=26593 16 kwietnia był wielkim dniem dla fanów skandynawskiego metalu. W Progresji odbył się koncert trzech znakomitych kapel. Zagrał dla nas Borknagar – Warszawa była czwartym punktem w europejskiej trasie Winter Thrice promującej ich dziesiąty album. Muzykom towarzyszył szwedzki Diabolical i norweski Kampfar. Tak jak można było się po tym składzie spodziewać, wieczór był niesamowity. Impreza […]

Artykuł Relacja z koncertu Borknagar w Warszawie pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

16 kwietnia był wielkim dniem dla fanów skandynawskiego metalu. W Progresji odbył się koncert trzech znakomitych kapel. Zagrał dla nas Borknagar – Warszawa była czwartym punktem w europejskiej trasie Winter Thrice promującej ich dziesiąty album. Muzykom towarzyszył szwedzki Diabolical i norweski Kampfar. Tak jak można było się po tym składzie spodziewać, wieczór był niesamowity.

POSTER_WEB

Impreza rozpoczęła się jak w zegarku, o 19.oo na scenie zjawili się członkowie Diabolical. Swój czterdziestominutowy występ rozpoczęli otwierającym ich ostatni album Into Oblivion. Na setliście znalazły się dwa jeszcze nienagrane kawałki, pozostałe (z wyjątkiem Eye) pochodziły z ostatniego albumu formacji. Nie byłam pewna, czego się po nich spodziewać, nie zagłębiałam się wcześniej w twórczość Diabolical – i to, co usłyszałam, spodobało mi się. W ich muzyce znajdzie się dużo smaczków takich jak chóralne wstawki czy partie wokalne składające się nie tylko z głębokiego growlu, ale i czystego śpiewu. Obaj gitarzyści zespołu utrzymywali kontakt z publiką, z czego Carl Stjärnlöv nieźle operując polskim. Niestety publiczność nie emanowała szczególną energią, choć sam występ był całkiem zacny. Po zagraniu siedmiu kompozycji i zrobieniu pamiątkowego zdjęcia pierwszy zespół zszedł ze sceny.

  1. Into Oblivion
  2. Requiem (nowy utwór)
  3. Reincarnation of the damned
  4. Wolve’s choir
  5. Nowy utwór
  6. Eye
  7. Metamorphosis

O 20.00 rozpoczęła się druga część wieczoru. Kampfar zaczął od wprowadzającego w klimat koncertu Gloria Ablaze. Charyzmatyczny frontman zespołu, Dolk, fachowo prowadził występ, jego śpiew był przepełniony gniewem i energią, a zapowiedzi przed utworami podtrzymywały duszną atmosferę. W chórkach, tak jak u Diabolical, wokalistę wspomagali wszyscy członkowie zespołu, co dodawało koncertowi mocy. Publiczność ze znacznie większym zaangażowaniem uczestniczyła w tym występie, śpiewając razem fragmenty utworów czy skandując często nazwę zespołu. I o ile przez większość wieczoru ludzie nie reflektowali na pogo, o tyle pod koniec drugiego występu przy MylderOur hands, Our legion pod sceną nieźle się zakotłowało. Koncert Kampfar przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, zespół pokazał prawdziwą klasę. Koniecznie muszę wybrać się na koncert, gdzie będą headlinerem. Bo właśnie to był jedyny minus ich występu – za krótka setlista.

  1. Gloria Ablaze
  2. Ravenheart
  3. Troll, Død og Trolldom
  4. Daimon
  5. Tornekratt
  6. Hymne
  7. Mylder
  8. Our hands, Our legion

Przyszła pora na gwóźdź programu. Po krótkiej przerwie technicznej Borknagar zjawił się na scenie. Zespół świetnie skomponował swoją setlistę – znalazły się na niej najnowsze kawałki – Rhymes of the mountain czy tytułowy Winter Thrice, ale i takie staruszki jak Dauden z pierwszego krążka formacji. Nie zabrakło również przez wielu faworyzowanego Colossus i Oceans Rise. Muszę przyznać, że nagłośnienie nie było idealne, klawisze ledwo dało się usłyszeć, lecz śpiewny wokal Vortexa i Påla Mathiesena (od 2013 zastępuje Vintersorga na koncertach) oraz udzielający się w chórkach czy też całych zwrotkach pozostali członkowie zespołu nadrabiali te niedociągnięcia. Pod koniec występu młody perkusista grupy zagrał wirtuozerską solówkę, co było doskonałym dopełnieniem całego koncertu. Pod względem kontaktu z publiką Borknagar wypadł najlepiej, niegwiazdorska postawa muzyków jest też jak najbardziej godna pochwały. Półtoragodzinny show dobiegł końca, a po ostatnim utworze fani jeszcze przez długą chwilę nagradzali zespół gorącymi owacjami.

  1. Rhymes of the mountain
  2. Epochalypse
  3. Oceans rise
  4. Cold runs the river
  5. Ad Noctum
  6. Universal
  7. Eye of Oden
  8. Frostrite
  9. Icon Dreams
  10. Ruins of the future
  11. Dauden
  12. Dawn of the end
  13. Colossus
  14. Winter Thrice

Od początku do końca muzycy dawali z siebie wszystko. Formacje trzymały równy, wysoki poziom, a szczególne pokłony należą się Kampfarowi za nader klimatyczny występ. Progresja była idealnym miejscem na tę imprezę. Fantastyczna akustyka, dużo przestrzeni, dobra organizacja. Fakt, frekwencja nie była powalająca, na sali zmieściłoby się kilka razy więcej ludzi, a same zespoły widziały dużo większe tłumy. Nie przeszkadzało im to jednak w stworzeniu wyjątkowej atmosfery i uraczeniu fanów porządną dawką dobrego grania. Udział w tym wydarzeniu był dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Na takie koncerty warto czekać.

Zdjęcia wykonał Janek Fronczak. Więcej znajdziecie na jego stronie.

Artykuł Relacja z koncertu Borknagar w Warszawie pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/relacja-z-koncertu-borknagar-w-warszawie/feed/ 0 26593
Relacja z Folk Metal Night VI http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-vi/ http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-vi/#respond Thu, 14 Apr 2016 17:00:32 +0000 http://www.folkmetal.pl/?p=26500 Kilka dni temu w VooDoo Club odbyła się szósta edycja Folk Metal Night w Warszawie. Stołeczni fani po ponad dwóch miesiącach doczekali się koncertu stałych gwiazd trasy – Elforg, Runika, Morhana, jak i mieli okazję usłyszeć Aether, Othalan i Pravię. W tę sobotę wszyscy obecni w VooDoo doświadczyli mocy wrażeń! O godzinie 18 przed klubem […]

Artykuł Relacja z Folk Metal Night VI pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>

Kilka dni temu w VooDoo Club odbyła się szósta edycja Folk Metal Night w Warszawie. Stołeczni fani po ponad dwóch miesiącach doczekali się koncertu stałych gwiazd trasy – Elforg, Runika, Morhana, jak i mieli okazję usłyszeć Aether, Othalan i Pravię. W tę sobotę wszyscy obecni w VooDoo doświadczyli mocy wrażeń!

12694543_1089656317722817_1765395315683476059_o

O godzinie 18 przed klubem znajdowało się już trochę ludzi, chwilę potem można było wejść do lokalu. Choć według planu zaraz po otwarciu bram impreza miała się zacząć, problemy techniczne związane z nagłośnieniem doprowadziły do czterdziestominutowego poślizgu. Do sali przybywało coraz więcej ludzi, zniecierpliwienie rosło, by w końcu na scenę wyszedł pierwszy zespół wieczoru – Aether.

Ta młoda formacja po raz pierwszy grała w Warszawie, więc większość publiki z zaciekawieniem wpatrywała się w obecnych na scenie muzyków. Moim pierwszym skojarzeniem było Wintersun, z racji typowo symfonicznych klawiszy oraz śpiewu wokalisty. Setlista nie była długa, znalazło się na niej kilka autorskich piosenek zespołu oraz covery: Iron Ensiferum i Vodka Korpiklaani – można by rzec, że folkmetalowy koncert bez Vodki to nie folkmetalowy koncert. Bardzo pozytywną częścią występu był duży entuzjazm muzyków, którzy przez cały czas utrzymywali kontakt z publiką. Już od pierwszego utworu pod sceną się kotłowało, a w czasie całego występu zliczyłam trzy ścianki. Aetherowi życzę świetlanej przyszłości, zespół ma w sobie potencjał i mnóstwo energii!

  1.  Intro
  2.  Last Battle
  3.  Iron (Ensiferum cover)
  4.  Dies Irae
  5.  Vodka (Korpiklaani cover)
  6.  Dream
  7.  Sążniczka

Po dłuższej chwili na scenę zawitał Elforg. Na pierwszy ogień poszła Zima. Ten utwór świetnie odzwierciedla muzykę zespołu – ciężkie gitarowe riffy i growl wokalisty przeplatający się z melodyjnymi skrzypcami i śpiewanymi partiami. Pod sceną wciąż przybywało ludzi, w sali była już ponad setka osób – publiczność stroniła jednak od szaleństw, widocznie nie była jeszcze gotowa na większe kotły. Na setliście nie zabrakło takich kawałków jak Through Darkness czy Do Ciebie Kasiuniu, które razem z Mateuszem zaśpiewała Aminae z Runiki i wszyscy inni, którzy znali tekst. Trzeba przyznać że była to jedna z mocniejszych chwil występu. Na pożegnanie zespół zagrał cover In Flames, Only for the week. Utwór bardzo dobrze się przyjął, pod sceną zawrzało. Elforg okazał profesjonalizm w swojej grze. Z koncertu na koncert coraz przyjemniej mi się ich słucha.

  1.  Zima
  2.  Zapomniany
  3.  Journey to the North
  4.  Feast
  5.  On heights
  6.  Through Darkness
  7.  Duch Lasu
  8.  Do Ciebie Kasiuniu
  9.  Only for the week (In Flames cover)

O 20:30 po kwadransie przerwy przyszła pora na Runikę. Już na samym początku Aminae zaczarowała czekającą na prawdziwą biesiadę publiczność, która czynnie uczestniczyła w występie. Naznaczony całkowicie zmienił stan rzeczy pod sceną – teraz już nikt nie miał oporów przed pogo i śpiewami. Poza wszystkimi utworami ze swojej EPki oraz kilkoma jeszcze nie nagranymi kawałkami Warszawa po raz pierwszy usłyszała Nawię, pełną emocji balladę nieco odbiegającą od żywego brzmienia formacji. Zespół utrzymywał świetny kontakt ze słuchaczami, a radosne usposobienie wokalistki udzieliło się każdemu z nich. Występ dobiegał końca, po zbisowaniu Biesiady Runika zeszła ze sceny, zostawiając za sobą złakniony wrażeń tłum. Nadeszła pora na wyczekiwany przez wielu Othalan!

  1.  Wiking
  2.  Wodnik
  3.  Ogień i woda
  4.  Naznaczony
  5.  Cisza przed burzą
  6.  Słowianie
  7.  Zima
  8.  Biesiada
  9.  Nawia
  10.  Vanir
  11.  Taniec śmierci
  12.  Sabat
  13.  Bis (Biesiada)

Othalan ostatnio zawitał w Warszawie rok temu na Folk Metal Crusade, część publiczności po raz pierwszy zobaczyła tę formację na żywo właśnie na sobotnim Folk Metal Night. Występ zaczął się intrem, które wprowadziło w klimatyczny nastrój koncertu. Repertuar był rozmaity – od szwedzkiej pieśni Herr Mannelig do śpiewanych po łacinie Totus Floreo i Maledicantur. W muzyce Othalana każdy znajdzie coś dla siebie, jest ona niejednorodna, a członkowie grupy nie ograniczają się do gitar i perkusji, ale grają też na fletach czy lirze korbowej. Ku uciesze fanów grupa zagrała dwa bisy – Szantę i o długo proszonego Kowala. Tak jak wszystkie zespoły grały w sobotę świetnie, tak Othalan wystąpił najlepiej – ich występ był punktem kulminacyjnym całego koncertu. Sama nadwyrężyłam sobie mięśnie karku od headbangu i zdarłam gardło od ciągłych śpiewów. Nie oznacza to jednak, że późniejsze występy były nieporywające! Przed nami jeszcze dwa krasne zespoły.

  1.  Intro
  2.  Herr Mannelig
  3.  Kołysanka
  4.  Maledicantur
  5.  Omen
  6.  Totus floreo
  7.  Obrzęd
  8.  Kvenland
  9.  Szanta
  10.  Czarnobóg
  11.  In taberna
  12.  Lipka
  13.  Bis (Szanta)
  14.  Bis (Kowal)

Równo o 23.00 zaczęło się piekło Morhany. Inaczej tego, co się działo nie określę, bo przez godzinny występ publika ciągle się kotłowała, a z racji największej frekwencji liczącej ponad dwie setki osób zrobiło się naprawdę gorąco. Po muzykach widać, że na scenie czują się bardzo swobodnie. Dziesięcioletnie doświadczenie zespołu daje się zauważyć. Gra na wysokim poziomie, szaleństwo pod sceną i bardzo przyjazny stosunek do fanów to coś, za co uwielbiam koncerty Morhany. Na setliście znalazła się większa część utworów z wydanej w grudniu płyty, w tym klasyki – Dreamland, WTF, The Traveller – w których wykonaniu fani wspomogli wokalistów wspólnym śpiewem. Na koniec występu zespół tradycyjnie zrobił zdjęcie grupowe z publiką, które teraz można znaleźć na Facebooku.

  1.  Intro
  2.  When the Earth Was Forged
  3.  Dreamland
  4.  WTF
  5.  Trolls of the Sea
  6.  Mgła
  7.  The Traveller
  8.  Giants of Ice
  9.  Fafnir’s Insanity
  10.  Morhana
  11.  Legions of the Dead

Od otwarcia klubu minęło dokładnie sześć godzin, Pravia szykowała się do grania. Dało się zauważyć spory ubytek wśród uczestników koncertu, można usprawiedliwić to dwoma faktami: część uciekinierów musiała być już mocno zmęczona, poza tym muzyka Pravii znacznie różni się od twórczości pozostałych kapel obecnych na FMN. Krótko mówiąc, po północy wydarzenie całkiem zmieniło swój charakter. Pod sceną zostali najwytrwalsi uczestnicy. Dla fanów cięższych brzmień ostatni koncert wieczoru był prawdziwą gratką. Na sali było wyjątkowo parno – najbardziej waleczni nieprzerwanie pogowali, i to ze znacznie większą zaciekłością niż przedtem. Zespół promuje obecnie świeżo wydany album – Bestie ze Wschodu – więc setlista składała się z większości obecnych na nim utworów. Nie obyło się jednak bez Peruna, jednego z pierwszych kawałków zespołu. Podczas występu kręcono teledysk do Sadistic, a w niedalekiej przyszłości klip zostanie udostępniony.

  1.  Krwawy Król Karkonoszy
  2.  Sadistic
  3.  Bestie ze Wschodu
  4.  Implosion
  5.  W jedną stronę
  6.  Dying Heart of the Ancient God
  7.  Zmora
  8.  And fight for
  9.  Perun

Wybiła 1:00, impreza dobiegła końca i z czystym sumieniem można było wrócić do domów. Duże podziękowania należą się organizatorom koncertu, zespołom na nim obecnym i obsłudze klubu. Był ogień, teraz zostały zakwasy i wyczekiwanie następnych koncertów!

 

Kolejny Folk Metal Night w Warszawie będzie miał miejce 18 czerwca w Voodoo Club. Przedtem jednak zabawa czeka mieszkańców Kielc, Białegostoku i Wrocławia: 

Wydarzenie w Kielcach

Wydarzenie w Białymstoku 

Wydarzenie we Wrocławiu

Wydarzenie w Warszawie

 

Artykuł Relacja z Folk Metal Night VI pojawił się na Folk Metal.
Autorem artykuły jest: Agata Biały

]]>
http://www.folkmetal.pl/relacja-z-folk-metal-night-vi/feed/ 0 26500