Voodoo Club dla stołecznej publiki folkmetalowej jest już czymś w rodzaju mekki; odbywa się tam wiele koncertów zarówno naszych rodzimych zespołów, jak i spoza granic Polski. Tym razem mieliśmy okazję posłuchać dwóch polskich grup oraz jednej z Rosji – dobrze wszystkim znanego zespołu GRAI.

O Velesarze usłyszałem niedługo po tym, jak ogłoszono, że Marcin Wieczorek wraca do grania folk metalu i zakłada swój projekt. Po przesłuchaniu każdego utworu jaki był dotąd publikowany w sieci, z niecierpliwością zrywałem kartki z kalendarza na ów wieczór, żeby zobaczyć, jak zespół byłego wokalisty Radogosta się sprawdza na żywo.
Z koncertów Morhany pamiętam niewiele, z wielu powodów. Niemniej, bardzo dobrze wspominam te “obrazy”, które nic nie wnosiły do mojego życia, ale chociaż pozwoliły mi się dobrze zabawić. Jeżeli chodzi o Грай, to w sumie jedynym powodem, dla którego cieszyłem się na zobaczenie ich na scenie po raz pierwszy w swoim życiu jest wręcz genialny album Ashes, który to właśnie muzycy promowali, więc liczyłem na dużo kawałków z ich ostatniej płyty. Oczekiwania duże, nadzieje również… Jak wyszło w praniu?

Gdy wszedłem do Voodoo Club blisko pół godziny przed oficjalnym rozpoczęciem pierwszego występu, wszystko było już gotowe; bramka z biletami, widownia przygotowana, pierwszy zespół po soundchecku. Dużym plusem było to, że wszystko odbywało się sprawnie, bez większych opóźnień. Dla czepialskich, pół godziny opóźnienia to nie jest tak dużo, miałem okazję być na evencie z ponad trzygodzinnym opóźnieniem, więc doceniajcie to, co macie i na co przychodzicie.

Jako pierwszy wystąpił Velesar. Mimo że słuchałem kilku utworów z ich debiutanckiej płyty, nie wiedziałem za bardzo, czego oczekiwać. Nie zawiodłem się, ale mogło być lepiej. Świetny skład, w który wchodzi między innymi Marcin Frąckowiak, udzielający się w Percival Schuttenbach, czy też Adam Kłosek, który jest między innymi basistą warszawskiej grupy Helroth, charyzmatyczny frontman, potrafiący pociągnąć za sobą publikę, większość naprawdę dobrych piosenek (recenzja Dziwadeł niebawem). Niestety, ale cały występ położyło nagłośnienie; ledwo słyszalne gitary, które nie były w stanie się przebić przez skrzypce, flet, wokal i samą w sobie głośną perkusję, a szkoda, bo widziałem jak jeden z gitarzystów – zwłaszcza pod koniec – grał solówki, których najwidoczniej będę mógł posłuchać na razie na albumie. Pomijając kwestie techniczne, jak właśnie kiepskie nagłośnienie czy też wieczna walka Velesara z kablem od mikrofonu, pierwszy koncert tego zespołu bardzo mi się spodobał i chętnie wybiorę się na jego kolejny występ w Warszawie.

Setlista Velesara:
Intro
Zew Arkony
Ostatnia Kupalnocka
Ślad Swarożyca
Dziwadła
Karczmiany Troll
Normanica (Szanta wikińska)
Dzikie Pola (Pieśń o kozackiej sławie)
Bratnia Krew
Wilcza Wataha
Plony

Nie musiałem długo czekać na rozpoczęcie występu Morhany. Dawno nie miałem okazji widzieć ich na żywo. Zdążyłem zorientować się, że w końcu mają stabilny skład, który działa razem już jakiś czas. Od samego początku strasznie męczył mnie bas; nie dość, że był on za głośno, to jeszcze jego brzmienie pozostawiało wiele do życzenia. Na przyszłość: więcej “mid” albo “low” i stanowczo mniej “high”. Morhana zapowiedziała, że w tym roku wchodzi do studia nagrywać nowy album. Z jednej strony bardzo fajnie – zaprezentowane przez nich jak dotąd nieopublikowane kawałki były najlepszymi z ich seta – z drugiej strony… Jeżeli bas będzie brzmiał tak samo jak na koncercie, to nie wróżę temu krążkowi świetlanej przyszłości. Niemniej doceniam ruchy basisty na scenie i poza nią; skutecznie zaganiał publikę do tańca. Poza tym, bez zarzutu. Tak jak wcześniej wspominałem, na występach Morhany świetnie się bawię; mimo że nie widzę sensu w poważniejszym słuchaniu ich muzyki, będę wpadał na ich gigi, tańcząc i śpiewając takie hity jak WTF. Ale tak zinterpretowałem ich zamysł artystyczny; proste, wesołe granie, mające poprawić humor przeciętnemu słuchaczowi. Ekipa jest w stanie nawiązać bardzo dobry kontakt z widownią i wprowadzić luźną atmosferę, pozwalającą widzom na doskonałą wręcz zabawę. Dobrze, że Morhana istnieje i po 13 latach dalej gra w najlepsze. A ten występ zapamiętam jako najlepiej nagłośniony tego wieczoru, no i bas.

Setlista Morhany:
Trolls on the sea
High Noon
The Traveller
Thundercry
Dreamland
Queen of torment
Fafnir’s insanity
Horned God
WTF
Moonshine
Mgła
Morhana
Plinn

Niestety, ale nie pobawiłem się zbytnio na Morhanie, jedyną moją aktywnością ruchową było poprawianie wentylatora dla flecistki i wokalistki. Powodem mojego bezruchu było oczekiwanie i oszczędzanie sił na gwiazdę wieczoru. Tak jak wcześniej wspominałem, Rosjanie wyruszyli w trasę w celu promowania ich ostatniego albumu zatytułowanego Ashes. Jak nie trudno domyślić się, znacznie duża część ich setlisty pochodzi właśnie z tej płyty – duży plus moim zdaniem, Ashes uważam za najlepszą rzecz, jaką dotąd wydali. Zespół miał świetny kontakt z publiką; cały czas zachęcał nas do śpiewania, okrzyków i tańców czy też zapraszał najmłodszych słuchaczy na scenę. Bardzo dobry występ został znowu powalony przez beznadziejne nagłośnienie; gitar nie słyszałem w ogóle, wszystko zagłuszał potężny wokal Iriny oraz perkusja, flet i wokal Vitolda, który był w miarę dobrze słyszany; gitary wcale. Jedynie pod koniec udało mi się usłyszeć część partii Ruzvelta, ale to dlatego, że stanąłem centralnie naprzeciwko jego wzmacniacza. Drugą wadą ich show była dość monotonna setlista; rzadko kiedy zdarzały się skoczne momenty, raczej przez cały występ mieliśmy okazję słyszeć ich w ciężkim i ponurym odbiciu. O ile szanuję, że mogłem usłyszeć Song of Dead Water (moim zdaniem ich najlepszy kawałek), tak trochę brakowało mi na przykład Крепкая охота, która fajnie urozmaiciłaby ich występ. Na koniec GRAI zagrał cover greckiej legendy czarnego metalu Rotting Christ …Pir Threontai. Mimo wszystko podobał mi się ich koncert, ale od zespołu tej klasy mógłbym wymagać więcej.

Cieszy mnie ciągłe duże zainteresowanie folk metalem w Warszawie, co pokazała dość wysoka frekwencja (i to w środku tygodnia!) na każdym z występów tego wieczoru. Mimo problemów technicznych, które przyłożyły się do pozostawienia niesmaku u zespołów, na które czekałem, będę dobrze wspominał to wydarzenie. A kiedy GRAI, Velesar a nawet Morhana będą występowali w okolicy, udam się na pewno.