1 maja 2012 roku, Święto Pracy, ósma rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, a dla mnie przede wszystkim koncert Percival Schuttenbach i Vecordii w ramach trasy koncertowej Under Folk Wings Tour 2012. Kilka godzin przed wydarzeniem wszystkich fanów dobrego, folkowego grania czekała miła niespodzianka – organizatorzy poinformowali, że wystąpi także warszawska Morhana. Koncert miał się rozpocząć o 20:00, dlatego kilka minut wcześniej przekroczyłem próg Fonobaru, jednego z klubów rozrzuconych po Polu Mokotowskim. Początkowo dość nieliczna gawiedź rozlokowana była po całej sali, jednak w miarę upływu czasu liczba ludzi, jak i ich zagęszczenie pod sceną, stopniowo wzrastały.

Pierwszym zespołem, który pojawił się na scenie była Morhana, rozpoczynająca widowisko około 20:30. Warszawska formacja ciężkie dźwięki łączy z brzmieniem instrumentów klasycznych, fletu poprzecznego oraz skrzypiec, przez co osiąga równowagę między ostrym metalem a muzyką folkową. Cały występ uznać można za bardzo udany, przepełniony pozytywną energią, a ta zdawała się udzielać wszystkim zgromadzonym, którzy tłumnie zeszli się pod scenę. Wśród utworów nie zabrakło znanych dobrze wszystkim fanom „The Traveller” i „Rock ‘n’ Troll”, skocznego „Plinn”, większości nagrań z jedynej do tej pory EP-ki zespołu, a także stosunkowo świeżego „Trolls on the Sea”. Występ zakończył się po około godzinie kawałkiem „Show More Tits”.

Około 22:20 na scenie pojawiła się Vecordia. Stosunkowo młody, warszawski zespół ma już na swoim koncie jeden, pełny album („Opowieści Przyszłego Zmierzchu”) oraz dwa dema. Metalowe brzmienia ubarwiane są dźwiękami skrzypiec, fletu poprzecznego, a także dud. Szczególnie charakterystycznym zaś elementem jest ciekawy, mocny głos wokalistki. Zespół od początku wprowadził słuchaczy w niepowtarzalny nastrój, mieszając utwory od najstarszych, takich, jak „Łowy”  po najnowsze, między innymi „Zmorę”. Pojawił się także jeden nowy instrumental, a szczególnie przyjemnym zaskoczeniem był cover utworu Korpiklaani „Happy Little Boozer”, którego niezbyt skomplikowany refren podchwyciła znaczna część widowni. Wspaniałe wrażenia muzyczne, świetny kontakt zespołu z publicznością i wreszcie szybujące ze sceny złote monety (którym niestety nie dane było mi się długo przyglądać) w czasie „Dukatów” sprawią, że na długo zapamiętam występ Vecordii. Trzeba także wspomnieć o wyjątkowo udanym eksperymencie w czasie wspomnianych „Dukatów” – na scenie pojawiła się Joanna Lacher z Percival Schuttenbach, znacząco urozmaicając i wzbogacając swym wokalem ten utwór. Szkoda jeno, że „Goniec” nie zdołał dotrzeć na scenę, ale nie można mieć wszystkiego. Vecordia zeszła ze sceny około godzinę po rozpoczęciu występu.

Niedługo północ miała już wybijać, gdy na deskach pojawił się Percival Schuttenbach. Zespół zdecydowanie najbardziej doświadczony, z jednym demem i dwoma krążkami na koncie („Tutmesz-Tekal” i „Reakcja Pogańska”). Spośród wszystkich innych grup folkmetalowych wyróżnia się obecnością wiolonczeli elektrycznej, której brzmienie świetnie współgra z ciężkim, metalowym graniem i zdolnościami wokalnymi czworga członków zespołu. Dzięki Percivalowi wszyscy zgromadzeni mogli przenieść się na chwilę w świat dawnych słowiańskich wierzeń i zwyczajów. Podczas utworów „Buba” i „Gdy Rozum Śpi” przenieśliśmy się nieco bliżej świata demonów, nowy „Svantevit” zaś miał nas zbliżyć do Słowian Połabskich, którym poświęcony zostanie następny album śląskiej formacji. Nie zabrakło także dobrze rozpoznawalnego, za sprawą teledysku, kawałka „Pani Pana”, a także „Satanismus”, po którym, z przyczyn technicznych, koncert musiał się zakończyć bez bisu. Ponownie warto zwrócić uwagę na kontakt z publicznością, bowiem, podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich zespołów, był on bardzo dobry, głównie za sprawą Mikołaja Rybackiego, którego dobry humor zdawał się nie opuszczać nawet, gdy gitara odmówiła posłuszeństwa. Występ ostatniego zespołu zakończył się około 01:15.

Całemu koncertowi towarzyszyła fantastyczna, gorąca atmosfera (zupełnie dosłownie), od początku do końca ze świetnym folkmetalowym uderzeniem. Oczywiście nie zabrakło denerwujących czasem, długich przerw między kolejnymi zespołami, a nagłośnienie prawdopodobnie mogłoby być lepsze, jednak wady te, czy inne drobne niedociągnięcia, rekompensowane były przez świetne występy kapel i wspomnianą już wspaniałą atmosferę.

Galeria zdjęć z koncertu wykonanych przez Martę Kasprzak.

vecordia

O autorze

Redaktor, Fotograf
Google+

Urodzony w 1990 roku w Warszawie. Folk metalem interesuję się odkąd poszedłem na pierwszy koncert grupy Morhana. Koncentruję się głównie na polskich i skandynawskich przedstawicielach gatunku, ale jestem otwarty na wszelkie kierunki. Od kwietnia 2012 roku jestem redaktorem FolkMetal.pl, gdzie staram się pisać o wszystkim, co dzieje się na rodzimej scenie folkmetalowej. Jestem także menadżerem zespołu Morhana od stycznia 2013 roku.